Wróćmy na chwilę
pamięcią do roku 2007. Nareszcie udało się obalić reżim IV RP, dzięki Barackowi
Obamie świat miał się pogrążyć w miłości i pokoju, natomiast obowiązująca od
trzech lat wspólna europejska waluta była początkiem drogi do powszechnego
dobrobytu od Aten po Dublin. Polskie samorządy pogrążyły się w
"unijno-dotacyjnych zapustach" hołdując zasadzie "czapkę
sprzedam, pas zastawię..." Co prawda byli malkontenci szeptający, że
pokojowa Nagroda Nobla dla Obamy to (nomen omen) na kredyt. Co trzeźwiejsi
ekonomiści przestrzegali przed zaprzęganiem do jednego "wozu euro"
tak różnych gospodarek jak; grecka i niemiecka lub portugalska i francuska. W
Polsce też nie brakło frustratów powątpiewających w realność kilkuset obietnic
Donalda Tuska z jego pierwszego expose.
Mamy rok 2013 i co
pozostało ze złudzeń? USA pod wodzą "proroka ery Wodnika" inwigilują
i szpiegują swoich sojuszników. Euro zamiast dobrobytu stało się drogą do nędzy
milionów Europejczyków. A polskie samorządy? Sprzedają na wyprzódki wszystko
poza fotelami wójtów, burmistrzów, prezydentów. Trzeba postawić pytanie, czy
ludzie którym oddaliśmy w ręce nasz los są zdolni sprostać wyzwaniom
rzeczywistości.
Przenieśmy się jednak
ze światowych salonów na nasze przaśne i swojskie podwórko. Od tragicznej
lekcji powodzi w 1997 roku gminny i powiatowy samorząd nie stanął przed
poważniejszym wyzwaniem i egzaminem. Zanosiło się na nieprzerwany błogostan i czas konsumowania
unijnych dotacji. Napisałem konsumowania nie inwestowania, bowiem wystarczy
sprawdzić słownikowe definicje pojęć; inwestycja i inwestowanie, aby
stwierdzić, że większość brukselskich pieniędzy i zaciągniętych kredytów
została przejedzona. Grzech bezmyślnej konsumpcji na pozór łatwych pieniędzy z
UE dotyczy i władz państwa i samorządów każdego szczebla w większości regionów
Polski. Bolesne dowody na to mieliśmy już w 2010 roku. Trzynaście lat po
wielkiej powodzi Polska okazała się równie nieprzygotowana jak przed rokiem
1997.
2010 rok obszedł się
z naszą gminą dużo łaskawiej niż kataklizm roku 1997. I może to uśpiło naszych
samorządowców. Można było dalej się bawić według reguły "show must go
on..." Bywać i otwierać, zaszczycać i uświetniać. Brylować w lokalnych
mediach niczym celebryci dbający o sfotografowanie lepszego profilu. Lać w uszy
wyborców miód kolejnych obietnic czerpiąc wzory z Warszawy. Wszystko się
kręciło do tragicznej czerwcowej soboty 2013 roku. Chociaż nie można
powiedzieć, że nie było ostrzeżeń. Ile dni przed tragiczną ulewą mieszkańcom Bucza
po obfitych opadach zagroziły podtopienia? Kiedy dowiedziano się, że wadliwe
odprowadzenie wód z autostrady grozi miejscowościom; Wokowice i Szczepanów? Czy
to nie były wystarczające sygnały, że "mała infrastruktura
hydroteczniczna" na terenie naszej gminy może nie sprostać poważniejszym
wyzwaniom?
Woda zalewająca domy
mieszkańców Jadownik postawiła pytanie - konserwacja i poprawa rowów i
przepustów, czy wieża na Bocheńcu? Górskie potoki raźno spływające ulicami
Brzeska postawiły pytanie - parking w Szczepanowie, czy kanalizacja w mieście?
Oczywiście wiem, że wydatki zaplanowane na wieżę i parking nie wystarczą do
poprawy bezpieczeństwa powodziowego na terenie gminy. Chodzi o istotę
prowadzenia lokalnej polityki. Rzeczywiste potrzeby mieszkańców regionu czy
fatamorgany i medialne wydmuszki na których tle można zrobić kilkanaście
ładnych fotek?
Wydarzenia ostatnich
lat w Polsce, każą postawić kilka ogólniejszych pytań. Pytań bardziej ogólnych,
ale odnoszących się i do Warszawy i do Brzeska. Czy nasi rządzący nadążają za
wyzwaniami rzeczywistości? Remedium Polski na kryzys gospodarczy ma być mocne
uchwycenie się "spódnicy Angeli Merkel". Nasi notable na problemy
lokalnych przedsiębiorców wykoncypowali sposób w postaci częściowego
ograniczenia ruchu w centrum miasta. I tak można by wyliczać te potyczki
"dużych i małych właścicieli Polski" z rzeczywistością, której nie
potrafią zrozumieć. Oni nie radzą sobie z teraźniejszością więc jak od Nich
wymagać troski o przyszłość. Pardon, o przyszłość swoją jednak dbają - hasło,
by żyło się lepiej zobowiązuje i jest aktualne ponad podziałami partyjnymi..
Piszę "Oni" , "Nich" z pełną premedytacją ponieważ to już
nie jest "klasa próżniacza" to prawdziwa biblijna plaga szarańczy.
Nie wystarczą już posadki i synekury dla znajomych królika. Można przecież
kupować garnitury, cygara, ekskluzywne alkohole za środki publiczne i wszystko
to uzasadnione społecznym i państwowym interesem. Czytając informacje o tych
garniturach i cygarach przypomniały mi się opisy Sowietów wkraczających do
Polski najpierw w 1939, a później 1945 roku. Orgia kradzieży, wszystko
"trofiejne". Jaka jest różnica między krasnoarmiejcem dumnie
paradującym z kilkoma zegarkami na rękach i politykiem paradującym w garniturze
kupionym ze środków publiczno-partyjnych?
W przyszłym roku
zaczyna się długi maraton wyborczy i jest to być może ostatnia szansa na zmianę
na lepsze. Jeśli poraz kolejny damy się zwieść obietnicom Tych co zawiedli już
nie raz i nie dwa przegramy przyszłość swoją i swoich najbliższych. Nie nię
będzie katastrofy, będzie raczej schyłek PRLu. Na papierze mocarstwo i potęga,
a rzeczywistość będzie skrzeczała. Będziemy co kilka lat wylewać wodę i muł z
naszych domów słuchając tłumaczeń w stylu Hanny Gronkiewicz Waltz;
"...klimat się zmienia i trzeba się do tego przyzwyczaić...". Jeśli
zmienia się klimat to może czas na zmianę polityków? Może czas na odsunięcie
ludzi o mentalności kacyków? Przysłowie mówi " dopóty się pies nie nauczy
pływać dopóki się mu wody do uszu nie naleje". Umiemy już pływać?
Niktważny
Odnośnie wieży widokowej. Są pieniądze na infrastrukturę turystyczną - są i na oczyszczenie rowów. Tylko trzeba chcieć.
OdpowiedzUsuń